czwartek, 19 września 2013

Powakacyjnie- jesiennie...

Przerazilam sie patrzac na date swojego poprzedniego posta- MAJ!!! Dzis mamy juz wrzesien, dziewietnasty w dodatku, wiec to prawie juz pazdziernik... Lato za nami... Urlop w Polsce za nami... Upaly, plaza, wszystko minelo (oj dzialo sie dzialo ;)), za to wspomnienia mam wspaniale :)

Urlop w Polsce jak zwykle- po prostu UDANY!!! tam zawsze jest fantastycznie! Moglam choc przez trzy tygodnie pobyc wsrod swoich i dobrze sie czuc!!! To jest chyba najwspanialsze w tym wszystkim- a kazde inne doswiadczenie tylko upieksza jeszcze bardziej :)
Lowilam ryby- calonocne wypady nad jezioro mielismy- we czworo- z Bratem i jego dziewczyna. Zlowilam kilka sztuk :)
Puszczalismy latawiec.
Jezdzilam John Deerem (!!!)- slad na tylku w postaci sinca nosilam przez kilka nastepnych dni :)
Rodzina- ciotki, wujkowie, kuzynki, kuzyni, przyjaciele- doceniam, ze mam ich wszystkich.
Mama i tata...
I braciszek...

Tesknic chyba nigdy nie przestane... (Lzy samoistnie wydobywaja sie spod powiek)

Potem juz w domu problemy zdrowotne meza- pokonane. Przy okazji duzo dowiedzielismy sie kto tak naprawde jest nam zyczliwy, a kto nie...

Duzo czasu spedzilismy nad jeziorem u Nielsa. Upalne dni przyjemnie bylo spedzac w letnim jeziorze. Dziewczyny mialy ubaw na calego.

Teraz- zimno juz. Ponuro, deszczowo. Zaczely sie chorobska- pierwsze dwa tygodnie w domu zaliczone z antybiotykiem :(

Niedlugo klon za oknem znow bedzie gubil liscie, a ja bede mogla sobie pograbic :) Lubie grabic ;)

A za 3 miesiace znow jedziemy do Polski!!!

Kilka zdjec z wakacji:









To w czerwonej bluzie to ja ;)

Z wakacji przywiozlam sobie cos superowego- wlasne auto!!! Bardzo wygodna sprawa :) 

wtorek, 14 maja 2013

Majowo, kempingowo, krolikowo :)

Dawno nie pisalam- jakos brak wolnej spokojnej chwili, bo niespokojnych mam pod dostatkiem. Wygladaja one mniej wiecej tak: siedze  sobie i cos robie na kompie co chwila wstajac by Majce cos zabrac, co akurat wyjela z szuflady, lub by nalozyc jej skarpety- bo notorycznie je sciaga, lub jak przed chwila- wymyc wiaderko do zabawy, do ktorego wlala swoj soczek i przyszla mi to pokazac mowiac: "plosie mama". Wszystko jest teraz "plosie mama".

W miedzyczasie w weekend majowy bylismy na kempingu. Cala sobote i pol niedzieli- bez dzieciarni!!! Choc przyznam sie szczerze, ze wyobazam sobie takie wyjazdy tez z dziecmi- swieze powietrze, jezioro, spacery, rozne atrakcje dla dzieciakow...
Kolega wzial kampera od wojka i wyruszylismy nad Alfsee. Bylo wietrznie, cieplo, slonecznie i slicznie. Grill, sniadania na swiezym powietrzu, nic do mnie nie gadalo "plosie mama"- no zupelny relaks :)









Teraz sie ochlodzilo. Chodzimy w kurtkach. Naomi do przedszkola nie chodzi- bo maja lesne dni, czyli zajecia w lesie- a jest swiezo po jakims wirusie z trzydniowa goraczka. Juz nie goraczkuje, ufff...

Z nowosci- mamy krolika w domu. W klatce w pokoju Naomi. Krolik ma na imie Fanta, a jej siostry to Cola i Pepsi, ktore sa w garazu wraz z reszta krolikow. Wczoraj przybylo nam okolo 10 malych kroliczkow, a za okolo 3 tygodnie dwie nastepne krolice beda mialy dzieci. Chodowla sie nam rozrasta, lecz niestety nikt chetny sie jak na razie nie znalazl co by chcial kupic jakies. Pewnie dlatego, ze sprzedajemy te "najbrzydsze" (o ile krolik moze byc brzydki???), bo czarne.

Fanta codziennie nad ranem bryka po klatce doprowadzajac mnie do szalu. Po co ja sie zgadzalam na krolika w domu??? Teraz juz Naomi nie da go wyniesc do garazu, nie bede dziecku odbierac radochy...  niech mi tam...

A ponizej Kanciara- maluszek, ktory zostal wychowany przez nie swoja mamusie ze starszym przyszywanym rodzenstwiem.




Czas zapiernicza jakos w przyspieszonym tempie. Juz za ponad miesiac urlop, i zwiazany z tym wyjazd do Polski. Znow odliczam dni :) Bedzie sie dzialo :D

niedziela, 14 kwietnia 2013

Rozcwierkanie...

No musze to napisac: ptaki poszalaly na calego i w koncu zaczely cwierkac!!! Wiosno witamy!!!
Po za tym upaly- 20 stopni i slonko niesmialo wyglada zza chmur.
Super pogoda, oby jak najdluzej :)

A teraz zmykam nakarmic najmlodsza w rodzinie.
myk myk

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Poswietowo, poPolskowo...

Wrocilismy juz z Polski. Jak to szybko minelo... Zawsze tak szybko mija...

W piateczek Wielki zreszta wyruszylismy. Przekraczajac granice- zauwazylam pierwszy snieg... Im glebiej w Polske- tym wiecej sniegu, a w N.Sz. to juz zima na calego!!! Czulam sie jakbym jechala na Boze Narodzenie, a nie na Wielkanoc...

U mamy- jak zawsze- marzenie... Ten stary dom, te podworko, trzeszczace od ciepla kaloryfery... Po prostu jak w moim raju- kocham to miejsce i kochac nie przestane.

Swieta rodzinne, cieple, obzartuchowe :) Dziewczyny zadowolnione- Naomi caly czas siedziala u Ludzi, a Maja w wiekszosci spedzila czas u dziadka na kolanach.

W niedziele piecdziesiatka mamy- rodzina jak sie zjechala- tak szybko wybyla- nie popisali sie. Szkoda- moja mama sie narobila, a goscie dwie godzinki posiedzieli... No coz... Za to my i dziewczynki do drugiej w nocy urzedowalismy :)

Spotkanie z Olga nie wyszlo- dzieci jej chore :( Mam nadzieje, ze jest juz lepiej!!! A do czerwca niedaleko :)

Widzialam sie z Renia, Julita i Paula- trzy dawno niewidziane kuzyneczki. Paula zrobila mi swietnie wlosy, mam jeszcze krótsze. Zdolna bestia!!!!

BYLO TAK FAJNIE!!!

Zapomnialabym o najciekawszym- mam wlasny samochod :) I to bez dachu :P Znaczy sie dach jest skladany, zeby nie bylo... Tylko zostal sie jeszcze w Polsce na maly remoncik (samochod, nie dach ;)), dopiero latem go odbierzemy. Ciesze sie niezmiernie- bo wsiadajac do naszego rodzinnego czuje sie nieswojo. Wlasny to wlasny!!!

Lece cos porobic, Maja legla mi na sofie i spi, wiec mam chwilke dla siebie...


piątek, 22 marca 2013

Prawo jazdy i... kroliki.

Oglaszam wszem i wobec, ze ZDALAM!!!
Za pierwszym podejsciem, i duma az mnie rozpiera!!!
Wczoraj mialam egzamin, trafil mi sie naprawde fajny egzaminator. Kazal mi wytlumaczyc jakie swiatla sa do czego, jak sie wlacza. Potem jechalam, skrecalam na lewo, patrzylam na znaki, parkowalam tylem i szukalam miejsca do zawrocenia. Potem wrocilam na miejsce z ktorego przyjechalismy i mi pogratulowal zdania... Piszczalam tak z radosci, ze az sie smiali :)

Po za tym u nas choroby... Dziewczyny na antybiotykach, ale w sumie juz maja sie dobrze. Skacza, lobuzuja, denerwuja, wiec ma sie im chyba lepiej :) I goraczki Majcia juz nie ma...

Za oknem mamy plac budowy. Nowy dom sie chyba buduje, wiec dziolchy siedza w oknie i podziwiaja koparki :) Po za tym wiosna przyszla do nas mrozna i sniezna. Brrr...

Od dwoch tygodni mamy kroliczki. Ponad dwadziescia sztuk, a mialo byc tylko trzy... Z kazdym dniem przybywaly nowe- bo Tomek z tesciem wynajdowali coraz to nowsze ladniejsze w internecie do sprzedania i jezdzili na zakupy :) I tak- mamy cztery Spice Girls- bo wszystkie czarne samiczki i ciezko je rozroznic. Jest szary Zajac, czarno bialy Prince, Gruba Berta- gruba bo w ciazy, Grazyna- tez w ciazy, Piotrus Pan, Kalisi, Adel z dziewiecioma maluszkami, ktore na razie sa Kelly Family, niebieskie dwa- Bax i Boguslaw. Wszystkie rasy deutsche riesen- olbrzymy niemieckie, ktore maja smiesznie wielkie uszy i rosna do 15 kg. Sa cudowne. Maz codziennie jak do nich idzie je karmic to znika na ponad godzine. Do wszystkich musi pogadac, wszystkie poglaskac, oddal im serce. W domu znajduje slome... nawet w kapieli :) Prawie jak na wsi w N.Sz. Zrobilismy sobie mala Polske :)

W czwartek wyruszamy do Polski. Swieta i piecdziesiatka mojej mamy. Bedzie male zebranie rodzinne, juz doczekac sie nie moge!!!

piątek, 1 marca 2013

Nastal marzec...

Po wczorajszych jazdach jestem troche bardziej optymistycznie nastawiona. Bylismy w miescie- a wiadomo, tego nie lubie, a jezdzilo mi sie super. Po za kilkoma bledami bylam calkiem dobra. Zaparkowalam tylem idealnie, co robiac z Tomkiem w naszym prywatnym aucie bylo dla mnie nie do wykonania. Jednak nauczyciel wie jak podpowiedziec by wyszlo dobrze (mnie umiejszajac tym samym umiejetnosci nauczania mojego meza). No coz... Od kilku postow marudze tylko o prawku, ale naprawde jest to dla mnie wielkie przezycie, osiagniecie, wyzwanie... Jestem przeszczesliwa, ze wzielam sie za to. I widze jak bardzo podoba mi sie jezdzenie samochodem. Naprawde, super sprawa. Gdy wspomnialam o tym Tomkowi mina jego mowila tylko jedno: no to bedzie nieciekawie... Bo on kocha samochody, a ja bede mu przeszkoda do naszego na razie jedynego pojazdu :) No, ale on ma motor. Bedzie mial okazje sie nim jeszcze bardziej nacieszyc niz dotychczas :P

A teraz czekam na meza. Gdy wroci z pracy jedziemy na zakupy i jakis obiad u Chinczyka.  Mmmmm, uwielbiam. Dziewczyny mi szambia niesamowicie. Wydurniaja sie na calego i to w pokoju, w ktorym akurat ja przebywam, jakby nie mialy swoich dwoch do dyspozycji...

Zmykam, klucz w drzwiach oznajmil powrot meza :)

czwartek, 28 lutego 2013

WIOSNO!!! Gdzie jestes???!!!

Chlodzi, noca mrozi, zimno wieje... Teskno juz za wiosna. Tak bardzo teskno... Dzis ostatni dzien lutego, prognozy pogody zapowiadaja w marcu cieplejsze dni- mam nadzieje, ze sie nie myla.
I znow niebawem nastanie ten piekny dzien, gdzie zaatakuje nas swiergot ptakow. Bo tyle ich raptem przyleci...

Malo ostatnio pisze, jakos zabiegana jestem. Prawko mnie wykancza- jestem zestresowana. Jak na razie polowa sukcesu juz za mna- zdalam egzamin teorytyczny (bezblednie :)), polowe jazd juz wyjezdzilam... Nie wiem jak przetrwam dzien egzaminu praktycznego- toz to bardziej stresujace niz narodziny dziecka!!! :P Widze po ostatnich jazdach, ze robie podstawowy blad- nie mysle sama, tylko czekam na instrukcje nauczyciela, i w efekcie na przyklad nie wychodzi mi cofanie, bo np. za pozno krece kierownica. Ten etap- komend- mam juz za soba, a ja sie dopiero teraz kapnelam :) Dzis mam znow jazdy- wiec bede myslec samodzielnie. Ostatnio cwiczylismy wjazdy i zjazdy z autostrad, wyprzedzalam ciezarowke, jechalam 140 km/h. Fajna sprawa, z tym problemow nie mialam, najgorzej nie lubie po miescie jezdzic, ale i tego sie naucze.

Zbliza sie nasz wyjazd do Polski :) Jedziemy na swieta, jak zwykle doczekac sie nie moge. Posiedzimy caly tydzien po swietach jeszcze, wiec mozna powiedziec, ze bedzie to taki mini-urlop. Oby pogoda byla juz bardziej wiosenna niz zimowa.

Dziewczyny nadal szambia- Maja nauczyla sie nowego slowa- jak widzi ludzi to mowi "lala". Wiec wszyscy ludzie to lala :) Naomi podcielam wloski i wyglada slicznie. Teraz obydwie smarkule przeziebione (dlatego smarkule) i siedzimy w tym tygodniu w domku.

A teraz nadszedl czas na zrobienie sobie kawki. Latte macchiato. Uuuuuwielbiam....

środa, 13 lutego 2013

Jaaazda!!!

Oto kilka nieopisanych nowości...

7 lutego minęła nasza rocznica ślubu. Piąta już. Mąż mnie zaskoczył. Kupił mi prezent, już długo przed ta datą i nawet słówka nie pisnął!!! Toż to szok!!! ;-) Gdy rano wychodził do pracy podrzucił mi na mój stolik koło łóżka maleńką paczuszkę. W paczusce kolczyki i wisiorek na łańcuszek, wszystko baaardzo w moim stylu :-) Kolczyki noszę dumnie na codzień, łańcuszek w obawie przed wścibskimi małymi rączkami Mai tylko okazyjnie.

Wogóle mąż znów mi się wyciszył, uspokoił, jest kochany.

Druga nowość- odkrywam przyjemność z jazdy samochodem!!! Miałam dziś oficjalną jazdę z instruktorem. Myślę że szło mi całkiem dobrze. Wiadomo, muszę się jeszcze sporo nauczyć, nikt mistrzem kierownicy się nie rodzi, ale po co mi był ten dwudniowy stres który sama sobie zafundowałam??? Brzuch boli, nad niczym nie szło się skoncentrować... Nosz masakra! A dziś? Przyjechał nauczyciel, wsiadłam, mówił gdzie mam jechać i jechałam. Ot co! Jutro też jadymy, tym razem do miasta. Już się cieszę!!!

Trzecie- mam polskie znaki bo piszę z mojego nowego androida (którego też mąż mi kupił). Trochę nie wygodnie się pisze z tak małą klawiaturą, ale lepiej tak niż wcale. W dzień gdy dzieci szambią po prostu nie mam jak się skoncentrować by cokolwiek sensownego napisać.

Olu- szycia jeszcze nie próbowałam, czyt. wyżej czasu brak... Może jak prawko zdam... przydałyby się jakieś sukienki na wiosnę dla dziewczyn... Albo na lato :-)

A teraz czas spać- jutro dość wcześnie zaczyna się nowy dzień.

wtorek, 29 stycznia 2013

Miotamy sie...

Ostatnio w domu po swietach w Polsce padlo u nas haslo: a moze by tak zamieszkac tam???

Co jakis czas wraca to do nas. Czlowiek chcialby, ale sie boi. Wiem, ze moze byc nie tak kolorowo jak jest teraz. Odpowiedzialnosc za dwoje dzieci powieksza ten strach. Niby mamy mieszkanie- to polowa sukcesu. Niby znajomosci, rodzina, wiec prace by sie jakos znalazlo. Ja moglabym robic cokolwiek, moglabym studiowac zaocznie. Tomek??? Cos by wymyslil- on ma leb jak sklep ;) Ale co by bylo, gdyby jednak sie nie udalo??? Co dalej z dziewczynami, jak podrosna? Beda musialy naprawde bardzo sie postarac. A tutaj? Nawet bez studiow czlowiek jest w stanie znalezc prace taka, by samemu spokojnie sie moc utrzymac. By bylo stac na fajne ciuchy, maly samochodzik i mieszkanko na czynsz. W Polsce juz z tym ciezko. Jak rodzice nie pomoga to mlodym ciezko jest sie usamodzielnic. Albo wyjezdzaja za granice by kase zarobic. Mlode malzenstwa zyja osobno przez wiekszosc dni w roku. Wiec czemu mam odbierac te lepsze mozliwosci swoim corkom??? Oczywiscie i w Polsce sa ludzie, ktorzy maja dobre posady, domy lub mieszkania na wlasnosc, i bogate zycie. Osobiscie takich nie znam :) Slyszy sie o nich. Moze w wiekszych miastach...

Pozostaje jeszcze kwestia "podludzi". Jestem Polka w Niemczech. Slychac to od razu- jak sie odezwe. Wielu tutaj patrzy na mnie z gory. Niektore matki w przedszkolu nie odpowiadaja mi "Hallo", udaja ze nie slysza... No wiadomo, korytaz w przedszkolu waski, ja przechodzac obok jestem chyba tak mala, ze mnie nawet nie zauwazaja, a co dopiero uslyszec...
Wielu traktuje mnie niby normalnie, po ludzku, ale mimo wszystko pozostaje te odczucie pozostawione przez "nich- nadludzi" we mnie poczucia gorsza. Ja sie gorsza nie czuje, czuje, ze oni mnie tak traktuja.
Nawet moj maz mieszkajacy tu od dziecka, perfekcyjnie rozmawiajacy w "ich" jezyku lacznie z akcentem (nadludzie go nie rozpoznaja, ze to podludz) gdy przyznal sie, ze jest Polakiem- musi sie nasluchac roznych "smiesznych" dowcipow na temat Polski... Owszem, smiac z siebie sie potrafimy, ale czasem gdy jest tego za duzo, lub gdy jest to mowione w specyficzny sposob- przestaje byc to smieszne.

I wiem, ze nigdy sie nie zaprzyjaznie z zadna Niemka. Oni sa po prostu inni. Maja inne priorytety w zyciu, inaczej mysla. Kolegow, kolezanki miec mozna, ale nigdy to nie bedzie tak szczere. Z obydwoch stron. Oni nie rozumieja nas, my nie rozumiemy ich.

Nigdy tez nie zdradze swojej polskosci. Czuje ogramna antypatie do Polakow, ktorzy "zapominaja" polskiej mowy. Jezdza do polski na swieta i w sklepach rozmawiaja po niemiecku. Nie ucza swoich dzieci jezyka ojczystego, a babcie nie potrafia sie potem dogadac z wnukami. Totalny brak szacunku!!! Normalnie patriotka ze mnie ;)

Moje corki TUTAJ  na szczescie beda mialy duzo lepiej niz my. Po pierwsze- ludzie sie zmieniaja. Za duzo Ausländerow tu mieszka, mlodziez od malego ma z nimi/nami do czynienia, i juz ich to tak nie razi jak starsze generacje.
Po drugie- rodzone sa w Niemczech. Nikt sie ich nie zapyta: "D. K.? A gdzie to jest?". Kazdy wie, gdzie jest G.

Mam nadzieje dla nich, ze beda mialy tu lepsze zycie. Ze beda mialy duzo mozliwosci i ze decyzje przez nas podjete beda dla nich dobre w przyszlosci.

I ze kiedys dam rade tutaj zyc czujac sie nad, nie pod...

wtorek, 22 stycznia 2013

Sniezny post...

Sniegu u nas napadalo niczym na biegunie... Padalo caly dzien, cala noc i znow caly dzien. Najgorzej wychodzi sie w taka pogode z dzieciakami gdziekolwiek. Ubieranie, kombinezony, czapki, szaliki, rekawiczki... Z wozka zrezygnowalam na rzecz sanek- wygodniej, bo kola w wozku skrecaja sobie jak chca, same, w rezultacie rak nie czulam po przejsciu 300 metrow!!! Teraz sadzam dzieci na saneczki i jadymy :) Naomi trzyma Majke i pogania "jedz reniferu, jedz!!!"... Tylko ten reniferu ma czasem juz dosc... jak obie siedza na sankach to jest dosc ciezko, razem waza 30 kg!

Sytuacja na drogach tez nieciekawa. Martwie sie o meza, gdy do pracy jedzie. Najchetniej taka zime przespalabym jak niedzwiedz, mmmm, marzenie. Zasnac i obudzic sie na wiosne :) Pocieszam sie, ze mamy juz koncowke stycznia, zostanie jeszcze krótki luty, a w marcu mam nadzieje, ze pogoda zacznie sie robic bardziej wiosenna niz zimowa (choc dokladnie pamietam jak w roku 2006 na poczatku kwietnia zaczal padac snieg...

Z racji bycia dozorca- musze odsniezac wokol domu. Na szczescie odsniezania nie ma zbyt duzo, ale mimo wszystko trzeba sie naszuflowac. Dzis snieg juz nie pada, i mam nadzieje, ze padac nie zacznie.

Dostalam maszyne do szycia. Mysle, ze jak znajde wolna chwile to bym cos z checia pokombinowala na niej. Zaczne chyba od ubranek dla lalek ;) co by sie wprawic troszeczke... No i z tymi wolnymi chwilami to u mnie na razie kiepsko- bo w kazdej wolnej zasiadam do komputera i sie ucze. I jest ich niewiele- godzinka- dwie w dzien, gdy Maja spi, ale wtedy to zwykle jakis obiadek sklecam, no i wieczorami, gdy dziewczyny juz w lozkach, ale wtedy to juz mi sie nic nie chce, tylko siedze i siedze, ucze sie do prawka.

Apropo obiadkow... Mmmm, ostatnio zaczerpnelam pomysl od mamy i robie Wrap- kupuje w sklepie gotowe tortille, smaruje kazda keczupem i majonezem, na to klade podsmazone wczesniej mieso kurczacze (zamarynowane w przyprawie gyros kebab), wkladam na minute do mikrofalowki, wyciagam gorace i na to pomidorek, ogorek, papryczka, salata, mozarella, polewam przez siebie zrobionym sosem (jogurt naturalny wymieszany pol na pol z majonezem, do tego 3-4 zabki czosnku wycisniete, sol, pieprz, szczypta cukru), zawijam tak naladowana tortille i gotowe. Oboje z Tomkiem sie zajadamy!!! Polecam- tanio, smacznie, zdrowo i przede wszystkim szybko :) Niestety dla dziewczyn musze kombinowac cos osobno, Maja za mala, Naomi nie lubi, wiec Majce cos sloiczkowo- dzieciecego daje, a Naomi rybke lub parowki, w zaleznosci co wybierze.

Oki, reniferu musi leciec do przedszkola po starsza pocieche. Szpadam :)

poniedziałek, 14 stycznia 2013

Erste Hilfe i insze inszosci...

Kurs pierwszej pomocy potrzebny mi do prawka mam zaliczony!!!
Ciesze sie, ze mam to z glowy, stresowalam sie sama nie wiem czym. jak juz tam pojechalam, usiadlam i sie zaczelo- caly stres mnie opuscil. Mily wykladowca, mowil bardzo anemicznie i wyraznie, wiec wszystko zrozumialam. Musielismy ukladac sie w parach w bezpieczna pozycje, a potem dostalismy jednorazowe maski i musielismy reanimowac lalke- sztuczne oddychanie i masarz serca. Na lalce bylo to dosc trudne a co dopiero gdybym musiala udzielic pomocy prawdziwemu czlowiekowi... Oby to nigdy nie musialo nastapic...

Z nowosci- popsuly nam sie dwie rzeczy. Tomka telefon, ale to mniejszy klopot, bo pojechalismy do operatora i dostal drugi, nowszy, lepszy z nieco wiekszym abonamentem; laptop ;( Gdy go wlaczam, wszystko chodzi poprawnie, diody sie swieca, wentylator szumi, ale monitor po 5 sekundach gasnie, robi sie czarny i nie funkcjonuje... Kurde szkoda, wytrzymal z nami 5 lat (wiem, to i tak dlugo jak na lapka), postaramy sie go oddac do naprawy. Jak bedzie zbyt droga- to czeka nas jeszcze kupno nowego laptopa- ale to w przyszlosci. Dobrze, ze mamy komputer. Szkoda, ze nie mamy normalnego biurka i krzesla- stare oddalismy a nowego sie jeszcze niedorobilismy. Nie wszystko na raz. Wiec komputer stoi na podlodze, monitor z klawiatura na stoliczku za niskim, by bylo wygodnie, a fotel mamy taki lezankowy, ze trzeba sie niezle nagimnastykowac, by jakos siegac myszke i klawiature. W tej chwili wzielam klawiature na kolana ;)

Dzis na obiadek mam nogi kurczaka i ziemniaki zapiekane w piekarniku- z czosnkiem, cebulka, koperkiem i przyprawami. Do tego surowka z mlodej kapustki... Jakie to pyszne!!! Glodna czekam na meza, zjemy sobie razem. Dla dziewczyn mam pomidorowke z ryzem- bo one raczej nieziemniakowe :)

Bialo sie u nas zrobilo. Wczoraj jeszcze nic, a dzis rano otwieram zaluzje, a tam snieg. Napadalo go calkiem niemalo. Naomi miala radoche niesamowita!!! Wchodzila w najglebsze zaspy, w efekcie buty przemoczone...

Lece cos porobic.
Bo cos trzeba :)
Samo sie nie zrobi...

wtorek, 8 stycznia 2013

Wlosy do pasa...

... se mialam.
Przez okolo 10 lat. Przed tym mialam na jezyka- rudego (a raczej pomaranczowego, ale to byl jeszcze okres punkowy).
Teraz obcielam- na boba, wiec z tylu krótkie, podniesione, z przodu nieco dłuższe. Obowiazkowy niezmienny kolor- ciemny braz.
I dobrze mi z tym. Nawet sie nie poryczalam- bo jak dotychczas po kazdym nawet minimalnym obcieciu zalowalam i znowu zapuszczalam do pasa.
Wlosy mam grube, proste i bylo juz mi naprawde bardzo ciezko na glowie.
Teraz jakos tak lekko :) I nie mam juz dylematu- z grzywka czy bez ;)

Maz przez kilka dni powtarzal jak slicznie wygladam :)

Nastepnym razem obetne nieco inaczej, fryzjerka chyba nie do konca zrozumiala o co mi chodzi... Ale zadowolona jestem :D

poniedziałek, 7 stycznia 2013

Poswiatecznie, posylwestrowo, domowo...

Wrocilismy.
Cali i zdrowi. Najedzeni, przesyceni polskoscia...

Swieta wspaniale. Rodzinne. Babcie, rodzice, brat, N.Sz.
Wigilia udana. Dzieci zadowolone z prezentow- najwieksza furore zrobil kon na biegunach- jeden dla obydwoch, wiec klocily sie o niego na poczatku. Teraz kon stoi w pokoju Naomi. Maskotki, laleczki, rewelacyjne zajace- Mai bardzo przypadl do gustu, spi z nim nawet :)
Ja mam mase ksiazek, ktorych na razie nie czytam by nic mnie nie odrywalo od nauki do prawka. Musze sie wziac ostro juz teraz za nauke, najlepiej wieczorami, gdy dzieci juz w lozkach.

Maja dziadkowa bardzo. Mila odmiana, bo Naomi w jej wieku gdy widziala dziadka machala mu i mowila "papapa", Maja wyciaga raczki i chce, by dziadek ja nosil. Wiec dziadek nosil... Brawo, brawo!!!
Pokazalam rodzicom "Film, ze mucha nie siada", i teraz zostalo nam to "brawo, brawo"...


Codziennie bylo jego ogladanie i smianie sie do lez :)

Sylwester udany!!! 21 kg petard, N.Sz. oswietlona tak chyba jeszcze nigdy nie byla. sasiedzi wyszli z domu i czekali juz na nas o 12:00. Maja sie obudzila i ogladala z nami fajerwerki, potem razem z siostra szambily do 2 w nocy. Gdy poszly spac posiedzielismy jeszcze sobie z Adamsem i Agnieszka.

2 stycznia przyszla Olga z mezem. Nagadalam sie z nia chyba za wszystkie czasy. Nawet mialam odspiewane sto lat z okazji urodzin. Dostalam plyn do kapieli o zapachu pomaranczy i imbiru- naprawde nie zawiera rutyny- taki napis widnieje na butelce, oraz przepiekna kartke wlasnorecznie robiona.

Po dwunastej wrocil brat z W. i przywiozl przepiekna bomboniere, ktora dostalam od meza- w blaszanym sercu, i czekoladki od brata. Od mamy pakiet kosmetykow.

Trzeciego zato pakowanie- karton z rowerkiem i kon zajely prawie cale auto. Nasze torby i cala reszta weszly z ledwoscia, no i jeszcze kot... Poplakalysmy sie z mama...
Podroz spokojna, na luzie. Bezpieczna. Dzieci mam zlote do jazdy.

W domu cisza. Jakos tak niemiecko, niefajnie.
Chcialabym, by te moje mieszkanko, ktore kocham bardzo, znajdowalo sie w W. w Polsce. Fajnie by bylo...

A teraz Maja wlasnie wstala, musze obiadek jej dac. Potem Tomek z pracy wroci, posiedzimy troche, ja do szkoly na 19:00... Nie chce mi sie.

Zdjecia jak jakies wynajde wstawie potem.

Naprawde Polsko, co Ty masz w sobie takiego, co mnie tam ciagnie???