Jestem kobietą, więc zrozumiałe jest to że kocham kwiaty... Prezenty, niespodzianki, spontaniczne zaskoczenia... A tu co?
"Po".
Urodziny- mam w styczniu- szanowny mąż o nich zapomniał. Po dostaniu wielu SMS-ów nie kapnął się, że coś jest nie tak... Bo zwykle ich nie dostaję... Ok, wybaczyłam, nie... w sumie nie byłam nawet o to zła, śmiałam się z tego...
Następnie w lutym- nasza rocznica ślubu- szanowny małżonek znów zapomniał- zero kwiatów, zero romantyzmu- to ja pierwsza złożyłam mu życzenia... Ok, byłam wyrozumiała, nie byłam zła, zawiedziona, uśmiechałam się, bo to przecież nasza rocznica...
Teraz zbliżają się Walentynki- święto, którego nie lubię, bo... zwykle mąż o nim zapomina... Więc wolę nie obchodzić Walentynek, bo po co się rozczarowywać??? Potem Dzień Kobiet... itd...
Zaręczyny- tego mu chyba do końca życia nie zapomnę i będę mu to wypominać latami :) Wigilia, rodzina przy stole, on wziął zawiniątko z pierścionkiem i by było śmiesznie, przesuną mi je pod sam nos i powiedział "no to masz". Nosz kurde, liczyłam, że to inaczej zorganizuje... Śmiałam się razem z nim...
"Przed".
W dzień, w którym się ze mną pierwszy raz umówił przywiózł mi piękny bukiet białych kwiatów. Zabrał mnie na kolację, lody, kawę i wiszący most...
Następna randka- następny bukiet...
Zrobił mi niespodziankę i zabrał mnie do moich rodzinnych stron w najbardziej niespodziewanym momencie.
Często zaskakiwał mnie różnymi pomysłami, drobiazgami, nawet w walentynki kupił mi czekoladki (!!!).
My kobiety jesteśmy od dostawania kwiatów- obojętnie, czy jest okazja by je dać, czy nie. My chcemy prezenty, choćby drobnostka jakaś- a jak cieszy... Chcemy być rozpieszczane, zaskakiwane.
Nawet, gdy się śmiejemy z waszego zapominalstwa...
O ile bardziej byłybyśmy szczęśliwe gdybyście o nas ZAWSZE pamiętali...