środa, 28 marca 2012

Wiatr w uszach...

Czyli jazda na dwoch kolkach...

W domu ubieram sie pospiesznie, bo zaraz przyjedzie Gert.
Na szybkiego ubieranie dziewczyn- na szczescie juz jest cieplo, chodzimy bez kurtek, wiec szybko nam to i sprawnie wychodzi.
Ja naciagam ciasne spodnie skorzane.
I ubieram sztywne kozaki. Biore Majke w foteliku, schodzimy we dwie na dol- Tomek juz ze starsza kreca sie kolo auta. Czekamy na Gerta.
Przyjezdza.
Wsiadamy w auto, czym predzej po odbior naszego dwukolowca.
Jestesmy na miejscu. Zdenerwowana i podniecona.
Gert zaklada kask, wiec ja wyciagam swoj. Kurtka przypieta do spodni. Apaszka zalozona na szyje, zakladam kask. Z ledwoscia poruszam sie w swoich nowych butach- sa tak sztywne, ale jakos udaje mi sie zarzucic noge, siadam za Gertem.
Dziewczyny z tatusiem jada za nami autkiem.
Ja po raz pierwszy czuje wiatr pod skorupa kasku ;)
Momentalnie przechodzi zdenerwowanie. Nie ma juz stresu.

CZYSTA PRZYJEMNOSC!!!

20 km radosci ;)

Ech... Chce wiecej...

czwartek, 15 marca 2012

Tortownia...

Wiec starsza corka skonczyla 4 latka. Fajny wiek :)
Trzeba bylo zrobic tort- uparlam sie ze upieke, choc nigdy wczesniej nie robilam... Mial byc szybko zrobiony, latwy, smaczny i w dodatku piekny.
Tort pieczony w sobote- gdzie maz wybyl na caly dzien w waznych sprawach a mnie zosawil sama z jeszcze nie czterolatka i osmiomiesieczniara. A co taaam??? Ja nie dam rady??? Jasne ze dam!!! Corka musi miec tort!!!
Zaczelam, gdy mlodsza polozylam spac- pierw biszkopt, ktory okazal sie dziecinnie prosty. Szybko zrobiony, wstawiony do piekarnika, czekoladowy, wyrosl pieknie :) Oczywiscie we wszystkim pomagala mi starsza corka, bo "ona musi pomagac". Nastepnie masa czekoladowa- juz bardziej skomplikowana, ale dalej latwa. W miedzy czasie obudzila sie Maja, wiec ja nakarmilam, w fotelik Maxi Cosi i do kuchni na podloge (ruszajac rytmicznie prawa nozka doprowadza fotelik do bujania sie- wiec dziecko jest jak na razie samowystarczajace). Mase ukonczylam- z pomoca starszej- i do lodowki, bo masa musi zgestniec (no ja mysle, bo takie lejace mi to to wyszlo, ze nie wyobrazam sobie tym przekladac tortu choc przynajmnie bardzo smaczne).
Mlodsza zaczyna plakac, wiec ja z fotelika raus i do pokoju na dywan.
Biszkopt sliczniutki- wyjelam do wystygniecia.
Nastepnie nieszczesna masa z pianek marshmallows. Do garnka troszke wody i mieszajac rozpuscic pianki. Do rozpuszczonych pianek dodajemy cukier puder. Zagladam do szafki- brak cukru pudru. Kurde. Cukru zwyklego za to w nadmiarze...
Wygooglowalam sposoby na zrobienie domowymi sposobami cukru pudru ze zwyklego cukru- albo zmielic w maszynce do kawy (nie mam maszynki), rozsypac cukier i go rozwalkowac, lub blenderem zmielic. Wybralam ten ostatni sposob. Wsypalam cukier do miski, wzielam blender i... wszystko mi sie posypalo, cala kuchnia byla uslana cukrem :( No nic, dzielna matka sie nie poddaje, posprzatalam i ten cukier delikatnie jakos przemielilam, ale serdecznie odradzam ten sposob, bo cukier puder to to z tego mi nie wyszedl... Troszke drobniejszy cukier jedynie. No nic, dodalam to do pianek, zagniotlam przy coraz glosniejszej Mai, wyszlo troche chropowate. W miedzyczasie przekroilam biszkopt, nasaczylam kawa z wodka, przelozylam lejaca sie masa czekoladowa, i wylozylam na to wszystko rozwalkowana rozowa mase. Ozdobilam gotowymi myszkami i ulepionymi kulkami w ekspresowym tempie, bo slyszalam, ze Maja juz powoli chrypnie... Do lodowki. Koniec...

W smaku okazao sie interesujaco pyszne... Rozowa mase jednak sciagalam, nie smakowala mi, ale corce sie bardzo podobala (ma fiola na punkcie rozowego koloru). Naomi najbardziej smakowaly myszki, a najwieksza frajde miala w dmuchaniu swieczek- zrobila to az dwukrotnie ;)




Przy okazji odkrylam swietny nowy przepis na lody domowej roboty- dosc sporo zostalo mi plynnej masy czekoladowej (jajka, czekolada, kakao, wodka, ubita smietana), wiec wlalam to do plastikowego pojemniczka i zamrozilam. Dopiero po paru dniach sobie o tym przypomnialam, wyjelam, skosztowalam- lody kupne sie przy moim wynalazku chowaja!!!

Nastepny tort- w maju lub w lipcu- bedzie z masa budyniowa i bez tego rozowego...
Bo bedzie na pewno ;)

piątek, 2 marca 2012

Dzieć- mala jednostka spoleczna...

Ptaszki ptaszki slonce slonce wiosna wiosna... To juz chyba ta pora... Sliczny wiosenny dzien u nas- ja niestety uwieziona w domu z chora corka i spiaca corka :(

To jest okropne, jak czlowiek potrafi sie martwic o wlasne dziecko. Byle pierdulka- juz czlowiek siedzi i mysli... A moze do lekarza trzeba pojsc? A moze jednak nie bede szla? Nie bede panikowac z byle powodu. Ale jesli cos jej jest??? I tak w kolko...
Pierwszy kaszel- do lekarza. Z czasem czlowiek uodparnia sie na kaszelek, ale przychodzi- goraczka. Znow do lekarza, syropek, czopki, ulga, goraczki nie ma. Goraczka jest gorsza, wiec na nia sie nieuodporniamy. Nigdy.
Opuchlizna- co to? Do lekarza. Bol nozki??? Nie wiadomo, czy nie skrecona- do lekarza...
Wymioty- lekarz. Bol gardla- lekarz. Byle pierd- lekarz...

Gdy dzieci nie bylo- wyjscie z domu nie bylo problemem. Ubieralam buty i wypad. Teraz zalatwianie opiekunki, a to proszenie babci, by posiedziala z wnuczka... Lub tarmoszenie dzieci ze soba- czyt. udreka. Ubieranie co najmniej godzine przed- pampers, gdy dziecko male, rajtuzy, spodenki, mleczko przed wyjsciem by nie bylo awantur, sweterki, czapki, rekawice, kombinezon, troszke tego mniej gdy ciepla pora roku. Nastepnie drugie stoi obok, nie potrafi kozakow zapiac- wiec spocona schylasz sie, zapinasz te kozaki, pomagasz ubierac sweter, kurtke, czapke, szaik by bylo szybciej. Mlodsze w tym czasie daje koncert ryczen- jest mu goraco, wiec daje znaki do wyjscia. Sama nie masz czasu na porzadny makijaz, uczesanie, wiec ubierasz pierwsze lepsze jeansy, pierwsza lepsza bluzke, sciagasz w biegu kurtke z wieszaka, jeden but, drugi but, dziecko drugie zaczyna marudzic przy silnym akompaniamencie pierwszego... Nie perfumujesz sie, bo nie masz czasu, poprawiasz wlosy rekoma, bo nie masz czasu sie uczesac szczotka, torba, dziecko male na rece, wieksze za reke na spacerek, ktory musisz dosc szybko zakonczyc, bo okazuje sie, ze mlodsze zrobilo kupe w pampersa, a starsze bola nozki...
Ech...
Czasem sa chwile, gdy zapominasz, dlaczego chcialas miec dziecko... Ale to tylko czasem... Z reguly nie masz nawet czasu o tym pomyslec...

Ale gdy w koncu zbliza sie wieczor, mlodsze po mleczku zasypia w lozeczku. Starsze zasypia u siebie w pokoiku po wczesniejszej klotni o zjedzenie kolacji... I gdy siadasz zmeczona na fotel, bierzesz do reki ulubiona ksiazke lub wlaczasz ciekawy film, chwilke odpoczniesz... Idziesz z reguly zajrzec do spiacych juz dzieci... Jedna slodko spi ze smokiem rozowym w buzi. Druga przytula ulubionego, stachanego juz misia...

Dochodzisz do wniosku, ze nie ma ladniejszego, slodszego widoku...
I nie ma istot, ktore kochalabys bardziej...