czwartek, 15 marca 2012

Tortownia...

Wiec starsza corka skonczyla 4 latka. Fajny wiek :)
Trzeba bylo zrobic tort- uparlam sie ze upieke, choc nigdy wczesniej nie robilam... Mial byc szybko zrobiony, latwy, smaczny i w dodatku piekny.
Tort pieczony w sobote- gdzie maz wybyl na caly dzien w waznych sprawach a mnie zosawil sama z jeszcze nie czterolatka i osmiomiesieczniara. A co taaam??? Ja nie dam rady??? Jasne ze dam!!! Corka musi miec tort!!!
Zaczelam, gdy mlodsza polozylam spac- pierw biszkopt, ktory okazal sie dziecinnie prosty. Szybko zrobiony, wstawiony do piekarnika, czekoladowy, wyrosl pieknie :) Oczywiscie we wszystkim pomagala mi starsza corka, bo "ona musi pomagac". Nastepnie masa czekoladowa- juz bardziej skomplikowana, ale dalej latwa. W miedzy czasie obudzila sie Maja, wiec ja nakarmilam, w fotelik Maxi Cosi i do kuchni na podloge (ruszajac rytmicznie prawa nozka doprowadza fotelik do bujania sie- wiec dziecko jest jak na razie samowystarczajace). Mase ukonczylam- z pomoca starszej- i do lodowki, bo masa musi zgestniec (no ja mysle, bo takie lejace mi to to wyszlo, ze nie wyobrazam sobie tym przekladac tortu choc przynajmnie bardzo smaczne).
Mlodsza zaczyna plakac, wiec ja z fotelika raus i do pokoju na dywan.
Biszkopt sliczniutki- wyjelam do wystygniecia.
Nastepnie nieszczesna masa z pianek marshmallows. Do garnka troszke wody i mieszajac rozpuscic pianki. Do rozpuszczonych pianek dodajemy cukier puder. Zagladam do szafki- brak cukru pudru. Kurde. Cukru zwyklego za to w nadmiarze...
Wygooglowalam sposoby na zrobienie domowymi sposobami cukru pudru ze zwyklego cukru- albo zmielic w maszynce do kawy (nie mam maszynki), rozsypac cukier i go rozwalkowac, lub blenderem zmielic. Wybralam ten ostatni sposob. Wsypalam cukier do miski, wzielam blender i... wszystko mi sie posypalo, cala kuchnia byla uslana cukrem :( No nic, dzielna matka sie nie poddaje, posprzatalam i ten cukier delikatnie jakos przemielilam, ale serdecznie odradzam ten sposob, bo cukier puder to to z tego mi nie wyszedl... Troszke drobniejszy cukier jedynie. No nic, dodalam to do pianek, zagniotlam przy coraz glosniejszej Mai, wyszlo troche chropowate. W miedzyczasie przekroilam biszkopt, nasaczylam kawa z wodka, przelozylam lejaca sie masa czekoladowa, i wylozylam na to wszystko rozwalkowana rozowa mase. Ozdobilam gotowymi myszkami i ulepionymi kulkami w ekspresowym tempie, bo slyszalam, ze Maja juz powoli chrypnie... Do lodowki. Koniec...

W smaku okazao sie interesujaco pyszne... Rozowa mase jednak sciagalam, nie smakowala mi, ale corce sie bardzo podobala (ma fiola na punkcie rozowego koloru). Naomi najbardziej smakowaly myszki, a najwieksza frajde miala w dmuchaniu swieczek- zrobila to az dwukrotnie ;)




Przy okazji odkrylam swietny nowy przepis na lody domowej roboty- dosc sporo zostalo mi plynnej masy czekoladowej (jajka, czekolada, kakao, wodka, ubita smietana), wiec wlalam to do plastikowego pojemniczka i zamrozilam. Dopiero po paru dniach sobie o tym przypomnialam, wyjelam, skosztowalam- lody kupne sie przy moim wynalazku chowaja!!!

Nastepny tort- w maju lub w lipcu- bedzie z masa budyniowa i bez tego rozowego...
Bo bedzie na pewno ;)

1 komentarz:

  1. łaaa, no wygląda pysznie :) nawet ta masa różowa :) ja to nie wiem, czy się zdobędę na pieczenie tortu kiedyś... na razie szykuje się poród w 2 urodziny syna, więc moje umiejętności w pieczeniu raczej się nie przydadzą, za to za rok może się okazać, że w tym samym czasie będę piekła dwa torty ;) jeden z koparką, samochodem, dinozaurem albo innym bobem budowniczym, a drugi różowy jak kucyk pony ;)

    OdpowiedzUsuń